Słodkie kłamwstwa

0 | Skomentuj
Dzisiaj tylko ja, Patrycja. Marta cierpi aktualnie na brak weny, chociaż ja ostatnio też. To, co za chwilę przeczytacie napisałam miesiąc temu, będąc w niezbyt przyjemnym humorze. Ale najpierw chciałabym pokazać Wam pewien wiersz, który napisałam jakieś cztery lata temu. Wydaje mi się być trochę powiązany z moim późniejszym tekstem.

"Pudło zwane życiem"
Zamknięta w swoim świecie,
pragnąca zaznać szczęścia.
Zamknięta w ciemnym pudle,
które wciąż próbuje rozerwać.

Tkwi na granicy marzeń,
próbuje jedno spełnić.
Tkwi pośród mglistych wspomnień,
Chce wiele rzeczy zmienić.

Siedzi i patrzy wstecz.
Boi się dalej iść.

No cóż. Tak było, tak jest. Któż z nas nie boi się pozostawić przeszłości i zrobić kroku do przodu? Pozostawić to wszystko, co nas męczy, rani, boli - za sobą? I się po prostu cieszyć? Gdyby to było takie łatwe :) Interpretację pozostawiam Wam.



Jestem pudełkiem. Ciemnym, kartonowym, samotnym pudełkiem. A może nie takim samotnym? W końcu moje wnętrze wypełnia mnóstwo interesujących rzeczy, takie jak Twoje sekrety. Niestety nie umiem czytać, więc wszystkich kartek, które we mnie przed kimś schowałeś nie przeczytam. Żałuję, bo pewnie byłoby warto. Ja nie mogę mieć sekretów. No bo jak takie zwykłe, nikomu niepotrzebne pudełko mogłoby mieć sekrety?

Żyję sobie na pewnym parapecie. Rzadko zmieniam miejsce – parę razy do roku chowają mnie w szafie przed innymi, aby nikt się nie dowiedział, co kryję w środku. A tak, to zawsze mam swoje stałe miejsce z prawej strony parapetu, tuż przy ścianie.

Często jest mi smutno. Tak wiele się ode mnie oczekuje – że będę lojalnym przyjacielem, że nigdy się nie rozlecę w drobny mak, że wszystko, co w sobie zamknę, będzie trwało tam na wieki. Staram się spełniać swoją rolę jak najlepiej – ale jak być dobrym kompanem, kiedy nie można oczekiwać tego samego od strony drugiej?

Chciałbym kiedyś wyjść poza cztery ściany, w których tkwię. Chciałbym poznać Cię tak naprawdę. Móc choć raz polegać na Tobie. Żebyś to Ty powiedział mi, że moje sekrety są u Ciebie bezpieczne.

A tak często masz mnie gdzieś.

Tak często zapominasz, że wciąż jestem. Wpychasz do mojego życia coraz to nowe rzeczy, powierzasz mi więcej, a ja zaczynam pękać od środka. Przez parę dni czuję, że żyję, że jesteś, interesujesz się mną, a potem... Masz inne sprawy na głowie. Po co się mną przejmować? A potem… po prostu zapominasz. Tak.

Bo jestem tylko kartonowym pudełkiem.

Które możesz otworzyć i zamknąć, kiedy Ci się podoba.

Bo jestem tylko kartonowym pudełkiem.

To wszystko, co tutaj zapisałam, to największe kłamstwo, które sobie wmawiam. To nie jest prawda. Może zbyt dużo biorę do siebie. Może za bardzo się czymś przejmuję. Może wyolbrzymiam niepotrzebnie. A może mam zły dzień.
A Ty?
Jakim kłamstwem się karmisz?

Naiwne pytania?

0 | Skomentuj



Rz 7,19: „Nie czynię bowiem dobra, którego chcę,
ale czynię to zło, którego nie chcę.’’

 




Nie możemy się zatrzymać. Za bardzo się rozpędziliśmy.
Niepostrzeżenie przed oczami pojawia się meta naszego biegu. Pędziliśmy zaślepieni złem czekającym za nami na zakrętach naszego życia. Nasz bieg nieuchronnie zbliżał się ku końcowi. Dlaczego nie zrobiliśmy nic w porę?
Zostawiliśmy za sobą tyle niewypełnionego czasu.
Lecz nie chcieliśmy wtedy zatrzymać się choć na chwilę i zastanowić.
Wpadliśmy w poślizg, z którego nie mogliśmy wybrnąć i dalej bezpiecznie przemierzać naszą drogę.
Mieliśmy tyle czasu, tyle dróg do wyboru…
A jednak z jakiegoś powodu znaleźliśmy się w ślepej uliczce.
Z jak wielu znaków musielibyśmy jeszcze odczytać, że skrótem nie dojdziemy do celu, by wreszcie to zrozumieć?
Że czekają nas przeszkody i liczne zakręty, by poczuć smak osiągniętego celu…
Ale litery tworzące nasze drogowskazy zamazywały się nam przed oczami.
Ze ścian tunelu, którym biegliśmy, czytaliśmy nasze własne historie. Tak wiele jest w niej rozdziałów, które chcielibyśmy skreślić, tak wiele wersów, których mogłoby nie być.
Ale pióro, którym piszemy działa tylko w jedną stronę. Nie ogląda się za siebie…
Nie kreśli równych linii na tym, co kiedyś bezmyślnie napisaliśmy.
Co możemy zrobić teraz, kiedy nasze pióro się wypisało?
Kiedy zdajemy sobie sprawę, że otrzymaliśmy tylko jedno, i nie zostanie nam dane kolejne?
Co robimy, kiedy przekonujemy się, że to Bóg naświetlał nam drogę, a my uparcie dążyliśmy do tego, by rzucić cień na Jego blask?
Chcieliśmy zagłuszyć i przekrzyczeć wołający nas głos…
Po drodze mijamy innych. Oni też piszą. Jedni bardziej wzniośle i z miłością, a inni tak bardzo szablonowo i banalnie.
Kiedyś przeczytamy naszą historię.
Ale czy na pewno pamiętamy, że decydujemy jedynie o jej treści, a nie o liczbie jej stron?
To my decydujemy, jak wypełnimy naszą księgę. Nie wiemy, kiedy się skończy, dlatego zastanawiajmy się nad każdym napisanym słowem.
Każda kartka jest dana od Boga. Bądźmy mu za to wdzięczni.
Zapisujmy nasze strony tak, byśmy w finale mogli stwierdzić, że na podstawie relacji z Bogiem dokonaliśmy prawdziwego dzieła.
Byśmy w finale nie musieli uciekać gdzieś, na wschód od Edenu…


Marta ma Wam tylko tyle dziś do powiedzenia :)
Ja dodam swoje "coś" niebawem.
Pozdrawiamy i dziękujemy za wszystkie miłe słowa! :))
© Mrs Black | WS | X X X X