Złe miejsce, zły czas - część trzecia

0 | Skomentuj



Cześć! Powracamy z kolejną częścią! Wprawdzie miałyśmy znowu sporą przerwę (znalezienie chwili czasu, a wenę na pisanie tym bardziej jest trochę trudne), ale staramy się dalej ze sobą współpracować. I planujemy już powoli kolejne opowiadania w postaci krótkich epizodów :) Zapraszamy do czytania!
Sara [Patrycja]
Julia [Marta]



Moje serce biło jak oszalałe. Nie mogłam uspokoić oddechu, a strach zawładnął całym mym ciałem. Schowana wraz z Julią za drzewem, czekałyśmy. Mężczyzna w czarnym płaszczu był coraz bliżej, a siekiera kołysała się w jego ręce. Byłyśmy w pułapce.
W tamtej chwili myślałam o tym, jak lekkomyślny potrafi być człowiek, nie zdając sobie z zagrożenia, w które się wpakuje. Właśnie tak zrobiłam ja. Mogłam poprosić kogoś, aby poszedł z nami lub od razu wezwać pomoc, widząc, jak bardzo roztrzęsiona była Julia. Zaczęłam obwiniać samą siebie, że to ja nas w to wpakowywałam. Zawsze wpakowywałam innych w kłopoty, z których jakoś zwykle udawało się wywinąć. Teraz jest inaczej. Tutaj stawką jest nasze życie!! Jak ja mogłam być tak bezmyślna?! Czy będę potrafiła nas z tego wyciągnąć? Nie wiedziałam, co mam robić. Czułam się odpowiedzialna za Julię, odpowiedzialna za jej życie. Odpowiedzialna za swoje życie. Musimy się stąd wydostać, lecz nie wiedziałam, czy ten mężczyzna jest tutaj sam…
- Julia – szepnęłam, chwytając ją za rękę. – Przepraszam.
Nagle poczułam, jak łapie się mojego ramienia i zaczyna drżeć. Boże, jak ona się bała! Nie jestem pewna, czy kiedykolwiek wymażę z pamięci wyraz jej twarzy… Była pełna czystego strachu, strachu o to, czy uda nam się w ogóle przetrwać. Przecież przed nami czaił się facet z siekierą!
- Tam było ciało – szepnęła Julia.
- Uspokój się.
- Łatwo ci mówić. Boże, dlaczego nie wezwałam policji… - po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Otarłam je, chcąc dodać jej otuchy. Nie powinnyśmy były tu przychodzić. Nagle pies Julii gwałtownie się najeżył, gotowy do ataku. Wystraszyłam się, przecież on może nas wydać!
- Ucisz go...
- Nie mam na to wpływu – odpowiedziała Julia.
Wciąż oparte o drzewa, oddychałyśmy. I czekałyśmy.
I nagle to poczułam... Chłód ręki na moim karku. Zaczęłam krzyczeć, gdy ktoś włożył mi szmatę do ust i szarpnął do góry. Zostałam zmuszona, by spojrzeć mężczyźnie w oczy.
- A cóż my tu mamy za dwie zguby? – błysnął żółtymi zębami. Śmierdział. Jego spojrzenie było spojrzeniem szaleńca, który znalazł nowe ofiary. Chciałam krzyknąć, ale nie mogłam; bałam się, że zacznę się dławić. Łzy poleciały mi po policzkach, nogi dygotały. Pociągnął mnie za włosy w tył i spojrzał w oczy. Wyciągnął nóż i przejechał nim po policzku. Pisnęłam.
Krople krwi z mojego policzka skapnęły na moją szyję. Zadrżałam. Spojrzałam w prawą stronę i zauważyłam, że Julia nie jest sama. Jej pies uciekł, zostawiając plamę krwi na bluzie Julii.
To było chyba najgorsze, co mogło nas spotkać. Do tej pory sytuacje z psychopatami mordującymi niewinnych ludzi w lesie były mi znane jedynie z filmów. Modliłam się, żeby ten koszmarny sen już się skończył. Niestety nie zapowiadało się, żeby ta historia skończyła się szczęśliwe.
- Jaki strój? - zwrócił się do mnie. Popatrzyłam mu z przerażeniem w oczy. Nie wiedziałam o co mu chodziło. Nawet nie próbowałam się odzywać. Wtedy każdy najmniejszy ruch mógł okazać się moim ostatnim.
- No...w czym chciałabyś zostać pochowana? Zaraz zabiorę was do  pięknego miejsca. Będziecie mogły sobie wybrać sukienkę. W końcu to będzie decyzja „na całe życie!’’- wykrzyknął mężczyzna, śmiejąc się w  charakterystyczny dla psychopatów sposób.
Do teraz w mojej głowie rozbrzmiewa ten straszny dźwięk. Popatrzyłam na Sarę. Wyglądała, jak gdyby miała zaraz zemdleć. Starałam się zachować zimną krew, ale to nie było tak łatwe, jak może się wydawać. W końcu wylądowałam w środku lasu z dziewczyną, którą poznałam przed chwilą i psychopatą, który będzie miał ten wielki zaszczyt, by pozbawić mnie życia... a przedtem nawet pozwoli mi wybrać, w czym moje ciało spocznie na wieki. Szaleństwo…
Jakimś cudem udało mi się włożyć rękę do kieszeni. Miałam tam nożyczki. Kupiłam je poprzedniego dnia i schowałam do kieszeni. To była nasza ostatnia deska ratunku. Udało mi się przeciąć sznurek, którym przed chwilą zostałam przywiązana do drzewa. „Teraz albo nigdy”- pomyślałam, po czym po cichu podeszłam do mężczyzny. Stał obok Sary. Trzymał nóż przy jej szyi, nie widział mnie. Wystarczył jeden krok, i mogłabym zaatakować go z zaskoczenia. Nie sądziłam jednak, że tacy psychopaci są zabójczo inteligentni. Potrafią przewidzieć każdą strategię swojej ofiary.
- Myślisz, że się nie zorientowałem? - gwałtownie odwrócił się do mnie i pchnął na ziemię. - Co chciałaś mi zrobić tymi nożyczkami? Przeciąć palec? - zapytał ironicznie.
Fakt, pomysł ze zwalczeniem przestępcy nożyczkami może nie był najlepszy, ale zawsze warto spróbować. Zabójca ponownie przywiązał mnie do drzewa. Wtedy stało się dla mnie jasne, że dla mnie i Sary nie ma już ratunku. Czy jest jakaś szansa, że dwóm dziewczynom uzbrojonym w parę nożyczek uda się wygrać z psychopatycznym mordercą?

W bardzo ciemnym lesie... - Część druga

0 | Skomentuj

Mimo tego, iż projekt już się zakończył, chcemy nadal pisać i współpracować. Pomimo wakacyjnego lenistwa - powracamy! Już niedługo opublikujemy nasz pierwszy wiersz, który stworzyłyśmy na zakończeniową galę projektową, która odbyła się w czerwcu... Lepiej późno, niż wcale :)
Część pierwsza znajduje się TU

Dla przypomnienia:
Sara
Julia
Ps. Zdecydowanie w dzisiejszym poście króluje twórczość Marty [postać Julii]!


~*~

Słyszałam stłumiony głos dziewczyny napotkanej po drodze. Wiedziałam, że coś mówi, ale nie słyszałam niczego konkretnego. Tylko szum w mojej głowie, niewyraźny głos i widok zanikającego w moich oczach lasu. Chciałam coś powiedzieć. Przez moją głowę przebiegały tysiące myśli. Złapałam oddech. Wtedy wszystko ucichło i przestało być widoczne. Zemdlałam. Przez 5 minut w mojej głowie panowała zupełna cisza. Tylko wizje mnie uciekającej przed mordercą goniącym mnie z nożem. Śniło mi się, że uciekałam. Bardzo szybko przeskakiwałam przez przewrócone drzewa i gałęzie leżące na ziemi. W pewnym momencie, pomimo tego, że miałam siłę, zaczęłam zwalniać. Próbowałam przyspieszyć, lecz biegłam coraz wolniej. Wiedziałam już, że nie mam szans. Zabójca był coraz bliżej. Na jego twarzy widniał psychopatyczny uśmiech i przerażająca radość z tego, że zaraz będzie mógł patrzeć na cierpienie swojej kolejnej ofiary. Kiedy mężczyzna wyciągał ku mnie narzędzie zbrodni, obudziłam się. Znów zaczęłam słyszeć jakieś dźwięki dobiegające z zewnątrz. Szelest liści, rozhisteryzowany głos siedzącej przy mnie dziewczyny i szczekanie mojego psa. Kręciło mi się w głowie. Zmęczonym wzrokiem spojrzałam na mojego psa. Wszystko zaczęło mi się przypominać. Ze strasznego snu wróciłam do rzeczywistości, która niewiele się różniła od przeżytego chwilę wcześniej koszmaru sennego. Moje tętno przyspieszyło.

Nie usłyszałam odpowiedzi na zadane przeze mnie pytanie, bo w już w następnej chwili dziewczyna zemdlała. Nie wiedziałam do końca, jak zareagować, nie na co dzień widuje się przerażone mdlejące dziewczyny. Spróbowałam ją ocucić, szturchnąć ją lekko. Nagle wstała i natychmiast usiadła; widząc, że już powoli wraca do siebie, podałam jej wodę.
- Słyszysz mnie? Co się stało? - próbowałam nawiązać z nią kontakt.

Miałam wrażenie jakby serce miało zaraz ze mnie wyskoczyć. Szybko wstałam, co okazało się być nie najlepszym pomysłem. Znów zrobiło mi się słabo. Usiadłam, a moja towarzyszka podała mi wodę.

- Tam… Za zakrętem… - urywałam zdanie, by móc złapać głęboki oddech. - Tam ktoś jest…- Byłam tak spanikowana, że wszystkie słowa wypowiadałam szybko i niewyraźnie.

- Mów powoli, spokojnie. Nie bój się, wszystko w porządku – próbowałam ją uspokoić, chwyciłam ją delikatnie za rękę i zaprowadziłam do pobliskiej ławeczki. Zmęczona opadła na nią.

- Za zakrętem ktoś leży. Z nożem - powiedziałam już nieco spokojniej. Mój głos drżał, ale wzięłam głęboki oddech i mówiłam dalej: - Szłam tam z psem. Nawet się nie bałam tego ciemnego lasu, dopóki nie zobaczyłam tego człowieka… W tym lesie ktoś jest, on nas obserwuje. Czuję to…

- Jesteś pewna? Może tylko wydawało ci się, że kogoś widziałaś?

-Jestem pewna tego, co widziałam! - krzyknęłam, byłam już bliska płaczu.

- Chcę to zobaczyć, chodźmy tam…- zaproponowałam. Przyznaję, że trochę się przestraszyłam jej słów, ale byłam ciekawa, sama chciałam to zobaczyć. Teraz wiem, że to było nierozsądne, ale rozsądnie zaczynamy myśleć już po fakcie dokonanym. Dziewczyna negatywnie zareagowała na moje słowa.


- Chyba zwariowałaś! Nigdzie nie…- nie zdążyłam dokończyć, a moja towarzyszka pociągnęła mnie za rękę i postawiła na nogi.
- Jestem Sara. Prowadź! - nakazała dziewczyna. Chwyciła smycz i podała mi ją. - Dalej, chodźmy.- Popędziła mnie. Jeszcze nic do mnie nie docierało, nie wiedziałam co się wokół mnie dzieje. Po chwili przypomniałam sobie, że nawet się nie przedstawiłam.
- Julia…- powiedziałam patrząc w przestrzeń, nadal nie dowierzając w to co się dzieje.

- Nie jestem Julia, tylko Sara…- odpowiedziałam zamyślona.

- Ja mam na imię Julia. Nie przedstawiłam się.

-Ach, no tak. Nie przejmuj się, myślami byłam gdzieś indziej.

Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę, próbując zmniejszyć napięcie i strach. Byłyśmy coraz bliżej miejsca, które przyprawiało mnie o zawroty głowy.

Miejsce coraz bardziej mnie ciekawiło. Lubię tajemnice, jednak tamta była o wiele mroczniejsza, niż mi się wydawało. Las stawał się coraz gęstszy i ciemniejszy, dziwne, że Julia zapuściła się aż tutaj, jednak sama powiedziała, że chodzi tam od zawsze... Z oddali widziałam tworzące się kłęby mgły, która nadawała temu miejscu obraz jak z horroru. Brakuje jeszcze tylko strasznej muzyki, pomyślałam. To nonsens. Przecież nic tu nie ma. Pewnie dziewczyna upadła, uderzając o coś głową i jej się to przyśniło. Jednak nie chciałam w to do końca wierzyć. Panowała tu złowroga cisza. Brakowało tylko deszczu.

Wtedy mój pies gwałtownie zatrzymał się i obrócił. Zaskoczone, nie wiedząc o co mu chodzi, spojrzałyśmy w tył. Niedaleko za nami szedł mężczyzna w długim ciemnym płaszczu z latarką i siekierą w ręku. Niewiele myśląc, starając się zachować ciszę by nie zwracać na siebie uwagi skręciłyśmy w prawo. Wtedy nie wiedziałyśmy jeszcze, że to droga, z której nie ma już powrotu…

Bańkowe szaleństwo + karteczki

1 | Skomentuj



Często stwierdzamy: łatwiej napisać, niż powiedzieć. I jest to zazwyczaj prawda. Przekonałyśmy się, a przynajmniej takie są moje odczucia, że łatwiej jest coś wymyślić, niż potem zrealizować dany pomysł w rzeczywistości. A w szczególności taki pomysł, gdzie ważne jest wyjście do ludzi i krótka rozmowa z nimi.

Klaudia, Patrycja i ja, rano wyjechałyśmy autobusem do Poznania. Po dotarciu na miejsce udałyśmy się na Stary Rynek. W związku z tym, że prawie każdy miał bańki mydlane, my również postanowiłyśmy je kupić. Po przygotowaniu karteczek z humorystycznymi sentencjami zaczęłyśmy wypatrywać pierwszej osoby, której chcemy podarować kartkę.

A więc, wystawiłyśmy naszą otwartość na ciężką próbę. Wymyśliłyśmy sobie Dzień Poprawiania Ludziom Humoru. Podchodziłyśmy do nich, tłumaczyłyśmy, co takiego robimy, po czym życzyłyśmy im miłego dnia i dawałyśmy jako mały prezencik karteczkę, którą sami losowali ze stosu kolorowych karteczek, które składałyśmy na rynku jeszcze rano tego samego dnia. Pisałyśmy tam różne rzeczy, od mądrych wypowiedzi myślicieli, po cytaty piosenek. Moja ulubiona karteczka głosiła: „Aby być wielkim, trzeba być kiedyś małym”.

Trwało to jakiś czas, ponieważ  zadanie nie jest tak łatwe, jak mogłoby się wydawać. Z czasem jednak było to coraz łatwiejsze i nie było już problemu z pochodzeniem do większych grup. Reakcje były różne. Zazwyczaj było to pozytywne zaskoczenie, lecz bywali ludzie bardziej sceptycznie nastawieni. Poprawiłyśmy humor grupom przyjaciół, mamom z dziećmi, parom zakochanych, nauczycielkom, dziewczynom w wiankach i wielu innym pozytywnym osobom.

Pomijając to, że całe nasze „wyjście do ludu” trwało prawie 3,5 godziny (bardzo trudno dwóm nieśmiałym dziewczynom podchodzić do obcych ludzi!),ich reakcja motywowała nas do dalszego działania. Reakcje były różne, od zainteresowania do zignorowania. Niektórzy byli bardzo zaskoczeni, widząc cytaty na karteczkach.. Mam nadzieję, że zinterpretowali je po swojemu i jakimś sposobem wywołałyśmy uśmiech na czyjejś twarzy.

Podsumowując, można stwierdzić, że Poznaniacy i Poznanianki to pozytywne, otwarte osoby. Wśród kolorowych baniek i tysiącom ludzi czułam się bardzo dobrze. Bardzo lubię poznawać ludzi i nawiązywać rozmowy, więc oceniam ten dzień jako udany.

Taki był Poznań. Otwarty, pełen ludzi, uśmiechnięty, w tle tysiące kolorowych baniek mydlanych...























Dziękujemy tym, którzy zechcieli poświęcić nam parę minut! :)

Spotkanie: Część pierwsza

0 | Skomentuj
W końcu nastał długo oczekiwany przeze mnie dzień – upragniony wyjazd do Londynu na warsztaty taneczne. Walizki leżały spakowane już parę dni wcześniej, a ja byłam tak przejęta, że nie byłam w stanie wysiedzieć w miejscu! Kiedyśmy wylądowali, nie potrafiłam ukryć swojego zachwytu nad tym miastem. Cóż, to była moja pierwsza wizyta w Londynie i, mam nadzieję, nie ostatnia. Całą naszą grupę przywieziono pod ośrodek. Rozpakowałam się szybko i udałam się do przydzielonego mi pokoju. Wzięłam szybki prysznic i wciąż podekscytowana przygotowałam się na krótki spacer.

Było popołudnie. Moje zdenerwowanie minęło, emocje opadły. Postanowiłam iść z psem na spacer.
- Rocky! Rocky, gdzie jesteś? – wołałam, jednak labrador o biszkoptowym odcieniu nie pojawił się. Byłam zdziwiona. Zazwyczaj chętnie przybiegał, oczekując wyjścia na spacer lub jakiegoś smakołyku. Poszłam do ogrodu. Zajrzałam do budy, za hamak oraz leżak, gdzie pies miał w zwyczaju odpoczywać. Drugim miejscem, gdzie go szukałam była kuchnia i spiżarnia. Byłam pewna, że węszy w poszukiwaniu smacznej kiełbasy. Po pół godzinie wiedziałam już, że nie ma go na ogrodzie, w kuchni, salonie oraz nawet w spiżarni. Przestraszyłam się. Wbiegłam na górę do swojego pokoju. Szukałam telefonu, by jak najprędzej zadzwonić do mamy. Po chwili usłyszałam skomlenie. Zajrzałam za łóżko. Rocky siedział zaklinowany pomiędzy łóżkiem a ścianą. Niezauważony siedział tam ponad godzinę.
- Biedaku! Jak ty się tam znalazłeś? - Z niedowierzaniem zapytałam Rocky’iego, jednocześnie odsuwając łóżko od ściany. - Chodź na spacer, jest już późno...
Pies, jakby w podziękowaniu, skoczył na mnie i zaszczekał.
- Ale mnie wystraszyłeś... Myślałam, że uciekłeś.Jestem pewna, że już nic gorszego nam się dziś nie wydarzy...

Zafascynowana wszystkim tym, co mnie otaczało, chodziłam krętymi alejkami pomiędzy bujnymi zielonymi drzewami. O tej porze tłok był mniejszy, mogłam swobodnie poruszać się po parku, zachodzące słońce przyjemnie muskało moją twarz. Postanowiłam trochę się poruszać. Zaczęłam od spokojnego truchtu dla rozgrzania mięśni, mijałam różnych ludzi, uśmiechałam się do nich, lecz oni jakoś niespecjalnie. Trudno, ich sprawa. Ich posępne miny nie zepsują mi tego wieczora! Moje rude włosy zabawnie podskakiwały z każdym moim krokiem. Wybrałam sobie miejsce, gdzie promienie słońca jeszcze docierały i zaczęłam się rozgrzewać. Skłony, rozciąganie, podstawowe rzeczy. Lubiłam ćwiczenia, a szczególnie to, co robię po ćwiczeniach – taniec; kochałam tę wolność, którą odczuwałam. Skupiałam się tylko na tym, co czuję, zawsze starałam się dawać z siebie wszystko i to pokazywać. Zaczęłam od lekkich podskoków, by przejść do gwałtowniejszych i bardziej spektakularnych, ale wszystko z rozmysłem. Upadki nie były już dla mnie taką katorgą, kiedyś przy podniesieniu nogi z podskokiem upadłam prosto na plecy, nawet nie zdążyłam zauważyć, że lecę, bo już byłam na dole. Gdzieś tam w oddali widziałam psa, który co chwilę próbował jej zwiać. Miałam małą nadzieję, że mnie ominą.


Spacerowałam z Rocky'im po pięknych alejkach, które zdobił blask zachodzącego słońca. Na ulicach było coraz mniej ludzi. Życie tętniło wewnątrz budynków, gdzie bawiła się młodzież. Nie przepadałam za imprezami pomimo tego, że lubię towarzystwo.Wolałam spędzać czas na świeżym powietrzu z dobrą książką lub po prostu spacerować z przyjaciółmi i Rocky'im nad jeziorem  lub w lesie. Nie bałam się tam chodzić nawet po zmroku. Miałam też nadzieję, że przeżyję tam coś, co na długo pozostanie w mojej pamięci. Oczywiście nie chodzi o negatywne przeżycia. Mijałam zaskakujące swym wyglądem ulice. Teraz znajdowaliśmy się na rozstaju dróg. Dawno tu nie byłam. "W którą stronę iść?"- myślałam. W końcu zdecydowałam się pójść tam, gdzie Rocky właśnie zaczął węszyć. Przyznam, że trochę zainteresowało mnie, co możemy znaleźć, więc poszłam jego tropem. Szliśmy coraz dalej. Zaniepokoiłam się trochę, kiedy pies zaczął popiskiwać i ciągnąć w głąb ciemniejącego gąszczu drzew. Nagle zauważyłam, że zza któregoś drzewa wystaje nóż, obok którego spoczywa ciało. Zamarłam, moje tętno wyraźnie przyspieszyło. Zerwałam się do biegu. Rocky ruszył za mną. Czuł, że coś się dzieje. Kilka metrów za nami coś zaszeleściło. W tym momencie Rocky zaczął biec bardzo szybko, a ja, próbując za nim nadążyć  potknęłam się o kamień. Tymczasem w lesie robiło się coraz ciemniej. Wstałam natychmiast i najszybciej jak umiałam, pobiegłam w lewo, gdzie skręcił Rocky. Zobaczyłam, jak pies naskakuje na spanikowaną rudowłosą dziewczynę…

W głowie miałam muzykę, żyłam nią, nieświadoma tego, co się dookoła mnie dzieje. Odwróciłam się i zdążyła mignąć mi przed oczami jakaś dziewczyna, gdy nagle leżałam na ziemi. Coś ciężkiego przyciskało mnie do ziemi. To był owy pies, o którym niedawno myślałam. Próbowałam go od siebie odepchnąć, był okropnie ciężki, w końcu zlazł ze mnie. Czy ludzie już naprawdę nie umieją dopilnować swoich zwierząt? Wygładziłam koszulkę, które teraz nosiła ślady psich łapek, szczerze, trochę zabawnych. Miałam ochotę powiedzieć tej dziewczynie, co myślę o tym jej psie… lecz kiedy na nią spojrzałam, zrozumiałam, że coś jest nie tak. Miała wystraszone oczy, siniaka na czole, podejrzewam, że od upadku, i dyszała ciężko, jakby przed czymś uciekała (lub goniła psa, może to ja mam skłonności do przesady). Jednak pies także utwierdził mnie w tym przekonaniu, miał podkulony ogon i wciąż trzymał się jej nóg.
- Czy coś się stało? – zapytałam, świadoma swojego innego akcentu. Dobrze, że chociaż możemy porozumiewać się w tym samym języku, chociaż nigdy nie wiadomo. – Wyglądasz na przestraszoną, dlaczego?
Lepiej od razu dowiedzieć się, o co chodzi, niż potem to z człowieka mozolnie wyciągać. Jej oczy mówiły mi wszystko.



*~*

Zaczęłyśmy to pisać już jakiś czas temu i mamy nadzieję, że uda nam się to skończyć. Musiałyśmy jakoś doprowadzić do spotkania dwóch bohaterek, a wybrałyśmy taką formę, a nie inną, ponieważ chciałyśmy trochę popracować nad grozą i strachem, chociaż może nam to nie do końca wychodzić. Dziękujemy tym, którzy tu zaglądają i czytają :)

Epizodycznie: Sen

0 | Skomentuj
Sny. Cóż takiego w sobie mają, że potrafią tak bardzo przerazić lub sprawić mu wiele radości? Co tak naprawdę oznaczają, czy można im wierzyć? A może tak naprawdę pokazują nam to, czego naprawdę pragniemy?...

    Szłam długą polną ścieżką. Było mi ciepło, choć wokół panował mróz. Słońce oświetlało coraz to nowe płatki śniegu spadające z zachmurzonego nieba. Każdy z nich powoli opadał na ziemię i tworzył coraz grubszą warstwę białego puchu. Podziwiając krajobraz, po chwili dotarłam do dużych drzwi, przez które trzeba było przejść, by przemierzyć dalszą część drogi. Pełna fascynacji  i zarazem strachu wypełniającym moją duszę, przekroczyłam próg, za którym widniał oświetlony korytarz. Drzwi zamknęły się za mną i samoistnie zniknęły. Na końcu korytarza zobaczyłam kolejne dwie bramy, które strzegły strażniczki. Jedna z nich podeszła do mnie i powiedziała:
- Musisz wybrać którąś drogę. Tamta brama prowadzi do krainy szczęścia. Jest przepełniona miłością...
- Kim ty w ogóle  jesteś? - przerwałam jej.
- Jestem upadłym aniołem. W naszej krainie jest nas pełno. Zbuntowałyśmy się przeciwko bogini miłości - Afrodycie. Nasza przywódczyni zrodziła się z fałszywej miłości, dlatego powstała nasza kraina. Ogród Grzechu. Teraz musisz zdecydować, które drzwi wybierzesz.
- Chcę przejść do tej szczęśliwej krainy, o której mówiłaś. Zdaje się, że jest tam naprawdę pięknie.
Wtedy strażniczka wyśmiała mnie:
- Nie mogę cię do niczego zmusić, ale pamiętaj, że teraz dobro przegrywa, a panujemy my - Strażniczki Zła. Jesteśmy nieśmiertelne, bo żywimy się złem i nienawiścią. Strażniczek Dobra jest coraz mniej. Umierają, bo dobro na świecie też zanika.
Po chwili zastanowienia powiedziałam:
- Chyba zaryzykuję. Zabierz mnie do waszego świata.
- Chwyć moją dłoń. Teraz pójdziemy razem...
Po kilku minutach znalazłyśmy się na długim czerwonym dywanie wiodącym przez korytarz. Wokół znajdowało się wiele pomieszczeń.
- To pokoje każdej z nas. Później pokażę ci twój.
   Doszłyśmy do końca ciemnego korytarza. Znalazłyśmy się przed wielkimi złotymi drzwiami. Strażniczka krainy - Kate, wyjęła z kieszeni klucze i otworzyła bramę. Ogarnęło mnie zimno. W Ogrodzie Zła już dawno zapadł zmrok. Ujrzałam przed sobą tron z dużą ilością złotych zdobień. Siedziała na nim kobieta w długiej czarnej sukni. Jej jasne włosy mieniły się w świetle księżyca. 
- Czy to wasza przywódczyni? - zapytałam.
- Tak. To nasza królowa Carmen.
   Przez następne kilka minut rozmawiałyśmy. Później Kate, królowa Carmen i ja spacerowałyśmy po Ogrodzie. Przywódczyni krainy tłumaczyła mi jak zwalczać dobro oraz jego przedstawicieli. W końcu doszłyśmy do końca ogrodu. Była tam wąska furtka prowadząca do lasu. Carmen postanowiła jeszcze nie pokazywać mi wszystkiego, dlatego nie wychodziłyśmy. Po chwili ogrodzenie przeskoczyło stado karych koni. Carmen wyjęła łuk i strzałę. Zaczęła we mnie mierzyć. Podbiegłam do jednego z koni i wskoczyłam na jego grzbiet. Galopowaliśmy wzdłuż plaży znajdującej się tuż za lasem. To uczucie było piękne. Chwilę później przyfrunęła do mnie biała postać.
- Carmen wyczuła twoją dobroć. Dlatego chciała cię zabić. Boi się ludzi z Krainy Dobra, bo choć jest ich coraz mniej, łatwiej jest im dostać się do Ogrodu Grzechu. "To musiał być mój Anioł Stróż", pomyślałam.
- Chwyć moją dłoń.
   Chwilę później byliśmy już w bramie, z której, według Kate nie było wyjścia. Drzwi otworzyły się. Koń zerwał się do biegu. Nie udało mi się utrzymać równowagi. Czułam, jakbym spadała długo, bardzo wolno. W końcu mocno uderzyłam o ziemię. W tej samej chwili obudziłam się ze snu... 
  

   Stałam nieruchomo przy oknie i wpatrywałam się w zmieniający się na dworze krajobraz. Biały puch ogarnął całą dolinę,  nie zostawiając ani jednego skrawka ziemi w innym kolorze niż biały. Przymknęłam oczy od nadmiaru światła i oddaliłam się od okna. Ubrałam buty, kurtkę oraz szalik i wyszłam z domu.
   Szłam przed siebie, nie myśląc, gdzie konkretnie mogłabym pójść. Wszystko pokryte śniegiem tworzyło jedną całość. Gałęzie drzew uginały się. Nagle, bez namysłu, położyłam się i zamknęłam oczy. Włosy tworzyły wokół mnie coś w rodzaju brązowej powłoki, mocno wyróżniającej się na białym tle. Rozwichrzone fale delikatnie okalały mą twarz, a niesforne loki leciutko powiewały od podmuchów wiatru. Było wspaniale.
   Otworzyłam oczy, a nagła jasność tak mnie oślepiła, że zamknęła je ponownie. Wyobraziłam sobie, że znajduję się w miejscu przeznaczonym tylko dla mnie. Gdzie nikt nie ma prawa wstępu, gdzie nikt mi nie przeszkodzi, gdzie mogę być sobą. Byłam sama, mogłam robić, co tylko chciałam. Więc krzyczałam, aż brakowało mnie tchu. Zaczęłam śpiewać, mając pewność, że nikt mi nie powie, że nie potrafię. Nagle wyobraziłam sobie wszystko to, na co w życiu bym sobie nie pozwoliła przy kimkolwiek zrobić.
  Chwila ta była dla mnie dość magiczna. Kompletnie zapomniałam, gdzie się znajduję. Wciąż nie otwierałam oczu, nie chcąc psuć tego, co właśnie widziałam oczami swojej wyobraźni.

   Wstałam. Znowu brnęłam przed siebie, lecz świat dookoła się zmienił; nie była to zima. Panowała wczesna jesień, a liście drzew pokryte były najróżniejszymi cudownymi kolorami. Początek jesieni był jednym z moich ulubionych momentów tej pory roku, kiedy wszystko jest takie różnorodne, kolorowe. Schwyciłam w palce jeden z liści, który właśnie przeleciał mi prosto przed nosem. Mienił się mocną czerwienią, ale gdzieniegdzie wciąż odzwierciedlała się dawna zieleń. Przyczepiła. go sobie do dżinsowej kurtki i pokierowała się dalej ledwo widoczną leśną ścieżką.

    Dotarłam. do tajemniczej leśnej polany. Tajemniczej z powodu samego wyglądu: znajdowała się w środku lasu, dookoła niej wyrastało mnóstwo paproci, a w samym jej środku światło słoneczne tworzyło okrąg. Coś mieniło się w tym okręgu, pobłyskiwało zachęcająco. Kiedy tam dotarła., ze zdziwienia prawie usiadłam. Fortepian? W środku lasu?

   Rozejrzałam się ostrożnie, ale nikogo w pobliżu nie było. Wiedziona samym wyglądem starego instrumentu, podeszłam do niego i delikatnie dotknęłam jednego z klawiszy. Ku moim uszom rozległ się przyjemny dźwięk G. Przesunęła palcami po wszystkich klawiszach, wydobywając z nich kolejne dźwięki. Coraz pewniejsza siebie przysiadłam do instrumentu i rozłożywszy palce na odpowiednich klawiszach, zaczęłam grać znaną sobie starą melodyjkę. Dawno nie grałam, myślałam, że już o niej zapomniała. Pieśń na nowo odżyła w mojej głowie.

  Sceneria gwałtownie zmieniła się. Byłam teraz w wielkim teatrze, wyglądającym na opuszczony. Zaciekawiona kierowała. się ku długiej scenie, przy której wisiały stare czerwone kurtyny, sprzed kilkudziesięciu lat. Dopiero po chwili zauważyła., że mam na sobie staromodny kostium rodem z przedwojennych filmów. Do teraz nie zdawałam sobie sprawy, że marzenie z dzieciństwa wciąż we mnie tkwiło. Okręciła. się wokół własnej osi, a delikatny materiał kołysał się z każdym mym krokiem. Widownia przede mną zapełniła się i klaskała, zachęcając mnie do występu. Zrobiłam pierwszy krok, potem następne, wirowałam na scenie, wyrażając przy tym różne emocje. Raz pokazywałam swoją niesamowitą wrażliwość, a innym razem wybuchowy temperament.

   I nagle wszystko zmieniło się po raz kolejny. Stałam w ciemnym lesie, który swoimi nagimi drzewami mnie straszył. Gałęzie obijały się o siebie, a ja nie byłam w stanie się poruszać. Nigdy nie czułam takiego strachu, jak właśnie wtedy. Nie bałam się lasu, jednak będąc nim w środku nocy... Usłyszałam cichy dźwięk za sobą i, trzymając zaciśnięte pięści, odwróciłam się. Przed nią stała czarna postać, z zasłoniętą twarzą. Widziała tylko jej krzywy uśmiech, obnażający długie kły.

   Upadłam, nie z własnej woli. Zaczynało brakować mi powietrza, próbowałam je złapać. Krztusiłam się, łkałam. Postać przybliżała się,wyciągając szpiczastą dłoń. Wręcz sunęła po ziemi. Nagle z całych sił zapragnęłam się obudzić. Dotarło do mnie, że to wszystko jest snem. Powtarzałam jak mantrę: „To tylko sen... Chcę się z niego wydostać...” i czułam, jakbym wynurzała się z głębokiej, zimnej wody, lecz prąd wciąż ciągnął mnie ku dołowi, trzymał mnie za stopę, ciągnął w dól.... Jeszcze trochę... Już widziałam mieniące się różnymi odcieniami błękitu niebo, już mogłam go dosięgnąć...

   Obudziła sięm, gwałtownie łapiąc powietrze i automatycznie podnosząc się z łóżka. Przed oczami wciąż majaczyły mi obrazy ze snu, ciemna postać wyciągająca po mni rękę...

To tylko sen, powtarzałam w duchu. Czarna postać to tylko wymysł mojej wyobraźni. Jak na ironię, pomyślałam, że może ona chciała się ze mną zaprzyjaźnić, a ja tak źle ją potraktowałam, uciekając? Odrzucając ją? Czy tak dzieje się też w naszym życiu? Uciekamy od rzeczy, które nas przerażają?

kursywa: Sara [Patrycja]
normalna czcionka: Julia [Marta]

 W kwietniu było trochę przerwy w pisaniu, jednak wraz z przyjściem maja, przyszły do nas kolejne pomysły, więc na pewno wciąż będziemy tworzyć :)

ps. pozdrawiamy Weerę! :>

Epizodycznie: Gniew

0 | Skomentuj
Gniew. Tak łatwo mu się poddajemy. W jednej chwili jesteś oazą spokoju, za to w następnej ogarnia cię fala złości niczym rozwścieczonego byka.

Siedziałam na ławce w parku, bardzo zadbanej, patrząc na inne obdarte, z wyrytymi beznadziejnymi napisami. Patrzyłam na trzepoczące na wietrze liście. Próbowałam przede wszystkim pozwolić, by wzbudzone przed chwilą emocje opadły niczym kurz.

Byłam pod wpływem jednego z najgorszych i najtrudniejszych do opanowania uczuć. Był to gniew. Miałam niesamowicie dużo energii. Nie byłam w stanie opanować chęci rzucania wszystkim, co miałam pod ręką. Po chwili jednak uspokoiłam się.

Zamknęłam oczy. Wyobraziłam sobie, że jestem w jakimś niesamowitym miejscu, tak cichym i bezpiecznym, gdzieś, gdzie jestem sama, jest tam tak spokojnie.

Myślałam, że jest prawdziwą przyjaciółką. Jednak okazało się to nieprawdą. Zostawiła mnie kiedy najbardziej jej potrzebowałam. Leżałam w szpitalu. Mój stan zdrowia był bardzo zły. Myślałam, że mogę na nią liczyć. Niestety - bardzo się zawiodłam. Obiecała, że mnie nie zostawi. Przyszła rano. Mówiła, że wróci. Niestety nie zobaczyłam jej. Okazało się, że nie miała dla mnie czasu. Spotykała się z innymi znajomymi, miło spędzała z nimi czas. Był to dla mnie trudny okres, potrzebowałam wsparcia przyjaciela. Kiedy udało mi się wrócić do zdrowia, poszłam do niej. Cała rozmowa doprowadziła do dużej kłótni. 

Jeszcze przed chwilą nie było tak miło, jak jest teraz. Od jakiegoś czasu przygotowywałam się do występów z pewną grupą taneczną. Dziś dowiedziałam się, że byłam tam tylko jako osoba zastępująca kogoś innego!! A nikt nie zaprzątnął sobie głowy, żeby mnie poinformować! Zaczęła się wielka i poważna kłótnia. Tysiące prób, ćwiczeń, spotkań, zwierzeń… Nie byłam im już potrzebna. Nie chcieli mnie tam.  A chociaż raz do czegoś przynależałam. A teraz? Czułam się oszukana. Nie traktowali tego na poważnie.

Czułam się źle z myślą, że mogłam skrzywdzić kogoś głupimi słowami, jednak ona musiała wiedzieć, jak wyglądało to z mojej perspektywy. Słowa wyleciały ze mnie równie szybko, jak przyszły mi na myśl. Byłam zagubiona we własnych myślach, nie wiedziałam co ze sobą zrobić.

W pierwszej chwili chciałam krzyczeć i roztrzaskać im te wszystkie piękne lustra w studiu. Czułam się jak takie pęknięte lustro, które trzeba posprzątać i wyrzucić. Jednak miałam świadomość, że to niczego nie zmieni. Owszem, zmieniłby się stan moich oszczędności, a nie planowałam w najbliższym czasie zaopatrzyć studio w nowe lustra. 

Wobec tego, ceremonialnie zakończyłam z nimi dalszą dyskusję, odwracając się na pięcie i po prostu wychodząc. Na koniec typowe trzaśnięcie drzwiami. Nie chciałam się popisywać, ale też często po kłótniach z rodzicami, uciekając do swego pokoju, trzaska się drzwiami, czyż nie?

Po chwili złość zaczęła stopniowo zanikać. Pojawiał się smutek i żal do samej siebie. Jego następstwem była złość na własną osobę. Zaczęłam myśleć o przeszłości-o tym, co było. Przekonałam się, że działanie pod wpływem negatywnych emocji może skończyć się źle. Pogodziłabym się z nią, lecz teraz nie wiem, czy wciąż warto o to walczyć.


Wstałam z ławki. Wiatr igrał sobie z moimi włosami. Czułam na sobie spojrzenia przechodzących ludzi, kiedy z gracją szłam przed siebie, robiąc czasem jakiś piruet, jakiś nagły ruch.W tamtej chwili poczułam, pierwszy raz, że jestem lepsza od tych, którzy mnie nie chcieli. I będę jeszcze lepsza. Kiedyś im to udowodnię, na razie wiem, że udowodniłam to samej sobie.

kursywa: Sara [Patrycja]
normalna czcionka: Julia [Marta]

***
Co się dzieje, gdy spotyka to nas same?
Reakcje: krzyk, gwałtowne ruchy, wypowiedzenie różnych słów pod wpływem emocji, trzaskanie drzwiami, tupanie nogą, zaciskanie pięści, łzy.
Co czujemy: złość, upór, chęć udowodnienia swoich racji.

Jak poradzić sobie z gniewem:
- liczenie w myślach do 10
- zamknięcie oczu, spokojne oddechy
- "ucieczka do pokoju", w spokojne miejsce
- słuchanie ulubionej muzyki
- wyładowanie negatywnych emocji poprzez taniec, ćwiczenia
- rozmowa z kimś bliskim
- przemyślenie sprawy po opadnięciu emocji, chęć naprawienia sytuacji.

Zapraszamy na kolejny wpis już niedługo! :)

Alter ego - bohaterki

0 | Skomentuj
Cześć. Poniżej znajdują się opisy postaci, które sobie wymyśliłyśmy. Różniące się od nas samych, jednak zawierają niektóre nasze zalety - te najważniejsze dla nas - oraz wady. Chcemy stworzyć alternatywny świat, historie tych postaci, w których one postąpiłyby inaczej. Chcemy po prostu za ich pomocą odnaleźć siebie. :)


Julia ma 16 lat, urodziła się 10 lipca. Mieszka w Londynie i uczy się w szkole średniej. Julia jest osobą ponadprzeciętnego wzrostu. Mierzy około 175 cm. Ma długie, ciemne włosy, których końcówki są lekko falowane. Jej ciemne oczy są hipnotyzujące. Bardzo łatwo zatopić się w ich blasku. Zazwyczaj wkłada na siebie jeansy i zwykłe, luźne bluzki. Julia jest postacią dynamiczną. Nie chowa swoich emocji w środku, dlatego łatwo rozpoznać, jaki humor ma w danym momencie. Cenię w niej to, że jest ambitna. Potrafi zmotywować się do pracy i nawet, gdy coś idzie nie po jej myśli, kontynuować to. Julia lubi towarzystwo, dlatego łatwo zawiera nowe znajomości. Jej negatywną cechą jest częste spóźnianie się i to, że łatwo się obraża. Jest to osoba o dużym temperamencie, która czasem działa pod wpływem negatywnych emocji.


Sara przyszła na ten świat wiosną, 15 kwietnia. Ma 17 lat, dorastała w Nowym Jorku, uczennica szkoły średniej. Liczy sobie około 170 cm wzrostu, jednak wciąż uważa siebie za niezbyt wysoką. Średniej długości włosy, o intensywnym rudym kolorze, wywijają się we wszystkie strony, niczym małe sprężynki. Kiedy patrzysz w jej czekoladowe oczy, wydaje ci się, jakby przejrzała wszystkie twoje myśli. Lubi podkreślać swój charakter i temperament strojem, często łącząc różne style, starając się wyrazić siebie, nie lubi nudy. Jest bardzo żywiołowa, wyraźnie zaznacza swoje zdanie i to, co myśli. Uparta osóbka, jeśli na czymś jej zależy – potrafi o to zawalczyć. Nie poddaje się łatwo, jest ambitna. Czasem ma chwile słabości, kiedy czuje się kompletnie bezradna i pozwala sobie na łzy. Kocha taniec, muzykę. Łatwo zawiera nowe znajomości. Negatywną cechą jest jej częsty brak pewności siebie, którego po niej nie widać.

Co będzie, jeśli przypadkiem się spotkają?

Zapraszamy do czytania :)
PS. Tutaj będą nie tylko opowiadania, planujemy wspólnie stworzyć kilka wierszy, pisać o tym, co osiągnęłyśmy wspólnie.
© Mrs Black | WS | X X X X