wieczorny blask słońca

0 | Skomentuj
<piosenka>

 Witam Was serdecznie po dosyć długiej nieobecności! Mam nadzieję, że wciąż tu jesteście :) Chciałam na wstępie powiedzieć, że ostatnio, no cóż, czasu mam coraz mniej w związku z poważną już nauką w szkole...czyli przygotowania do matury czas zacząć! Ale kiedy mogę, to piszę, jednak głównie wtedy, gdy dopadnie mnie wena.

Tak jest w przypadku tego wiersza, który napisałam pewnego wieczoru jadąc autobusem.

fot. Klaudia Ludzkowska



Patrzę jak słońce zachodzi
raz jest z prawej, 
raz z lewej strony
w zależności od tego, 
w którą stronę skręca 
autobus.
Zasłaniają mi go wielkie domy 
na małych wsiach,
teraz jest z prawej 
wśród lasów i łąk. 
Czerwień, fiolet, zieleń
mieszają się ze sobą 
miesza się z nimi beton, 
asfalt, szkło, drewno, śmieci...

O czym myślą ci, siedzący obok? 
czy także widzą tą jedną chwilę? 
Owszem widzą przez szkło swego telefonu...

daleko stąd

2 | Skomentuj

http://www.leonlogothetis.com/wp-content/uploads/2015/08/1773565.jpg

<piosenka>












Uciekam, wciąż uciekam 
i nie wiem, czy ktoś na mnie czeka
biegnę w tym szaleńczym biegu
i nie wiem, czy tam gdzieś jest meta

zostawiam za sobą tyle rzeczy
tyle problemów, wspomnień, łez
zostawiam za sobą siebie i ciebie,
twe oczy czarne jak czarny bez

nie wzięłam ze sobą żadnego celu
idę przed siebie, tak po prostu
chciałabym przez chwilę nie być sobą
i skoczyć do wody z wysokiego mostu

nie robię tego, czego powinnam
nie robiąc tego, czuję się winna...

i wciąż tak bardzo się przejmuję
najbardziej tym, że już cię nie potrzebuję...

i wciąż tak uciekam...

i wciąż tak szukam...

szukam dla siebie schronu
i wierzę, tak bardzo wierzę, 
że znajdę w końcu swą drogę do domu



Wiersz powstał w czerwcu tego roku. Jednak kilka wersów dodałam właśnie teraz, dlatego niektóre z nich mogą do niego niekoniecznie pasować. Czasem trudno swoje myśli obrać w kilka słów, niekiedy potrzeba wielkiej metafory, niekiedy tej mniejszej... Niekiedy wystarczy po prostu nie pisać nic. Zachować milczenie, bo tak najłatwiej.
Czas w końcu wrócić.

//Patrycja

SPEŁNIENIA MARZEŃ, Pati! ♥

0 | Skomentuj
Patrycjo, ponieważ dziś są Twoje 18 (!) urodziny, masz ode mnie w prezencie post niespodziankę! :)
 Życzę Ci wszystkiego najlepszego, duużo, dużo weny twórczej na Twój kolejny rok starości i szczęścia (na maturze, która już się na Ciebie czai ;>), a przede wszystkim:

SPEŁNIENIA MARZEŃ!!! ♥

  Nigdy nie przestawaj marzyć! Na drodze marzeń możesz się rozpędzić. Tu nie ma limitów prędkości ani zakazów, a ponadto... Możecie tu być zupełnie same- Ty i Twoja wyobraźnia. Nie podlegacie kontroli.
  Nie chowaj marzeń do szuflady! Zamknięte i pokryte warstwą kurzu nigdy nie ujrzą światła dziennego. :)
  Nie pozwól, by ktoś przebił igłą Twoje marzenia zamknięte w kolorowych bańkach mydlanych. Spraw, by dumnie unosiły się w powietrzu i przynosiły szczęście! ☺
  Szukaj złotej rybki! Ale nie takiej, która spełnia trzy życzenia. Niech to będą przyjaciele, z którymi będziesz szukać szczęścia i pomagać sobie nawzajem w urzeczywistnianiu Waszych marzeń... i to nie tylko trzech =)
  Dopuść innych do swojego świata. Pokaż, że marzenia to dobry sposób na rzeczywistość, która nie zawsze ma tyle kolorów, ile byśmy chcieli. Twoja wyobraźnia może być bardziej kolorowym miejscem, niż możesz sobie wyobrazić! Pokoloruj nią życie.
   Nie pozwól, by niepamięć dotknęła tych spełnionych marzeń. Zamknij je w kroplach deszczu, zapachu letnich nocy, błyskawicach rozświetlających ciemne niebo i lśniących gwiazdach, a zawsze będziesz mogła po nie sięgnąć.
  Podążaj za marzeniami =)  Niech staną się Twoim kompasem, który wskaże Ci kierunek. Mapą, która doprowadzi Cię do celu. Wiatrem, który rozwieje Twoje wątpliwości. Ogniem, w którym spłonie Twój strach, głębokim oceanem, w którym utonie  Twój niepokój. Gruntem, na którym utrzymasz swoją nadzieję.
Oczywiście warto czasem zejść na ziemię i skupić się na rzeczywistości, żebyś nie przegapiła ani jednej dobrej chwili, jaka nadejdzie w Twoim życiu.
PS nie zapominaj przy tym wszystkim patrzeć na  niebo. Ono  zawsze jest piękne :)

                                                                                                             
                                                                                       Twój mistrz, Marta.









proste i beztroskie

0 | Skomentuj


Cześć! Dzisiaj chciałabym się z Wami podzielić tekstem, który napisałam jakoś w kwietniu.

Aktualnie jestem na etapie odnajdywania starych tekstów, starych zdjęć i przerabiania ich, mając nadzieję, że jeszcze do czegoś będę mogła je wykorzystać.

Chciałabym Wam też zaprezentować zdjęcie, które pstryknęłam w zeszłym roku w zimowej Anglii. Jakiś czas temu doszłam do wniosku, że lubię fotografować ławki. Może wydaje się to dziwne, ale moim zdaniem są one bardzo urokliwe i tajemnicze; znają historię wszystkich ludzi, którzy mieli okazję na danej zasiąść, rozmyślać, rozmawiać, wspominać. A jak się je uchwyci w dobrym kadrze, to tym bardziej prezentują się wyjątkowo. Zdjęcie to także idealnie wpasowuje się w tematykę tekstu poniżej. Czasami nie wiem, skąd pojawiają się u mnie te wszystkie myśli, tematy. Obserwuję, czuję, piszę. Chyba tylko tak mogę to sobie samej wyjaśnić...
Zapraszam! :)


Siedzę na ławce i myślę. Myślę o mych problemach, co się zwalają codziennie na moją głowę. Myślę o tej osobie, o której myśleć już nie powinnam. Ogarniają mnie wątpliwości. Zatracam się w smutku. Milczę. Nie uśmiecham się. Nie wyrażam żadnych emocji. Zamykam się na ten świat.
I nagle je widzę. Biegną, wyprzedzając siebie nawzajem. Letnia sukieneczka, stukot starych trampków. Śmieją się głośno, nie zwracając uwagi na innych dookoła. Łapią pierwsze spadające liście. Dziewczynka wplata je sobie we włosy.

- Jestem królową lata!
- To ja będę obrońcą królowej lata! – wtóruje jej chłopiec.

Park jest duży. Ganiają się wśród labiryntu drzew. Z dala od labiryntu, jakim jest życie.
Są symbolem najpiękniejszej niewinności, którą wtedy ujrzałam. Uśmiechy, prawdziwe, szczere uśmiechy na twarzach. Oczy także się uśmiechają. Chwytają się za ręce i kręcą dookoła; dziewczynka po chwili puszcza jego rękę i upada daleko w tył. Podnosi się od razu. Dla niej nietrudno jest się podnieść.

Czasem jesteśmy w takiej karuzeli, gdzie jedno z nas przestaje nagle trzymać drugiego. Odczepia go od siebie, opuszcza. A my upadamy. I wtedy nie potrafimy się już tak łatwo podnieść, jak te dzieci. Nie ze śmiechem, otrzepując sobie tyłek i pragnąc powtórki.
Nie istniały rzeczy skomplikowane, po prostu były proste. Proste jak dziecinne zabawy i uczucia.

//Patrycja

Marta cierpi na brak weny. Nadal.

nocne refleksje 'deszcz'

0 | Skomentuj
http://ocdn.pinka.pl/files/ee6f20f17aec2a53ef0dbf6d5aaf4482069098f0,0.jpg





kap.
kap.
kap.









Stuka deszcz w szyby. Wpatruję się w niego i myślę, jakie by to było piękne tak po prostu wybiec na dwór, wystawić twarz do nieba i chłonąć spadające krople. Decyduję się. Jednak wybiegam.

kap.kap.kap.

Deszcz oczyszcza. Mam wrażenie, że z każdą kolejną kroplą spływa ze mnie coraz mniej problemów. Czuję wolność. Beztroskę. Biegam, skaczę, śmieję się.

Wystawiam ręce do góry i kręcę się wokół własnej osi.

Przenika mnie. Przenika mą duszę. Jest częścią mnie. Pozwala mi zapomnieć o pewnych sprawach, daje mi chwilę wytchnienia od codzienności.

Na co mi parasolka?

kap.kap.kap.

Dodaje mi sił.
Po prostu jest.
Mokre mam włosy, ale tym się nie przejmuję. Takie mi się podobają.
Ubrania też są mokre, ale to też jest dla mnie w tej chwili najmniejszym problemem.

Mam ochotę krzyczeć.
Płakać. Bo i tak wśród deszczu nie będzie widać łez.
Czuję, jak ściśnięte mam gardło. Nie mogę wypowiedzieć ani słowa.
Tak bardzo chcę zamknąć się w tej jednej chwili.

kap.kap.kap.

Pozwólcie mi zostać tu trochę dłużej.
Potrzebuję tylko tej malutkiej chwilki. Tej ostatniej. Gdy deszcz nabiera na sile, staje się porywczy, mocny, zalewa mi całą twarz.
 Nic nie widzę. Idę na ślepo. Stoję. Zakrywam twarz, by za chwilę znowu móc poczuć ogrom tej mocy. Mocy deszczu, która na mnie spływa.

Za chwilę przestanie.
I znów wrócę do suchej rzeczywistości.

Piosenka, która inspiruje do tańca w deszczu :)

//Patrycja

Bańki Mydlane! :)

0 | Skomentuj
Cześć, dziś piszę do Was tylko ja, Marta. :)
Dziś podzielę się z wami relacją z wyjazdu do Poznania, gdzie 30.05 odbyła się kolejna edycja Baniek Mydlanych.
Z samego rana Patrycja, Klaudia, Maja i ja wyruszyłyśmy w drogę.
Zanim dotarłyśmy na Stary Rynek, przygotowałyśmy wesołe karteczki, które później rozdawałyśmy przechodniom.
Oprócz tego podziwiałyśmy mnóstwo kolorowych baniek mydlanych, które o 12.00 zaczęły się unosić nad Poznaniem.
Tak samo jak rok temu, wykorzystałyśmy tę okazję do poprawienia humoru osobom przebywającym wówczas na Starym Rynku. Karteczki, którymi obdarzałyśmy przechodniów miały różne mądre cytaty, lub krótkie teksty, np. ‘’Uśmiechnij się do osoby obok’’, ''Dzień bez uśmiechu jest dniem straconym'', etc.
Cieszyły nas pozytywne reakcje ludzi oraz uśmiechy na ich twarzach- dokładnie o to nam chodziło!
Niestety nie każdy wie, że nasze karteczki nie gryzą, nie zamieniają się w niechciane ulotki
ani w żaden sposób nie atakują, więc nie zabrakło również  negatywnych reakcji. Na szczęście zaobserwowałam tylko kilka takich przypadków, co oznacza, że większość osób jest otwarta na świat! : )

Oto momenty z tego dnia zatrzymane w obiektywie! :)









PS. Tu Patrycja :)
Ja od siebie dodam, że czasem naprawdę ciężko jest się przełamać i wyjść do ludzi. Niektórzy okazali się bardzo życzliwi i zaciekawieni, a wielu patrzyło na nas niechętnie, dopóki nie zobaczyli, co jest na tych karteczkach, co mnie osobiście trochę zniechęcało (a przyznaję, jestem dość nieśmiałą osobą i musiałam się naprawdę w sobie zebrać). Jednak po skierowaniu się na Plac Wolności, gdzie ludzi było mniej, za to ich zaskoczone i uśmiechnięte twarze motywowały mnie do dalszego działania.

Czy to naprawdę tak dziwnie zaakceptować fakt, że ktoś chce zrobić dla kogoś coś bezinteresownie? :)

Słodkie kłamwstwa

0 | Skomentuj
Dzisiaj tylko ja, Patrycja. Marta cierpi aktualnie na brak weny, chociaż ja ostatnio też. To, co za chwilę przeczytacie napisałam miesiąc temu, będąc w niezbyt przyjemnym humorze. Ale najpierw chciałabym pokazać Wam pewien wiersz, który napisałam jakieś cztery lata temu. Wydaje mi się być trochę powiązany z moim późniejszym tekstem.

"Pudło zwane życiem"
Zamknięta w swoim świecie,
pragnąca zaznać szczęścia.
Zamknięta w ciemnym pudle,
które wciąż próbuje rozerwać.

Tkwi na granicy marzeń,
próbuje jedno spełnić.
Tkwi pośród mglistych wspomnień,
Chce wiele rzeczy zmienić.

Siedzi i patrzy wstecz.
Boi się dalej iść.

No cóż. Tak było, tak jest. Któż z nas nie boi się pozostawić przeszłości i zrobić kroku do przodu? Pozostawić to wszystko, co nas męczy, rani, boli - za sobą? I się po prostu cieszyć? Gdyby to było takie łatwe :) Interpretację pozostawiam Wam.



Jestem pudełkiem. Ciemnym, kartonowym, samotnym pudełkiem. A może nie takim samotnym? W końcu moje wnętrze wypełnia mnóstwo interesujących rzeczy, takie jak Twoje sekrety. Niestety nie umiem czytać, więc wszystkich kartek, które we mnie przed kimś schowałeś nie przeczytam. Żałuję, bo pewnie byłoby warto. Ja nie mogę mieć sekretów. No bo jak takie zwykłe, nikomu niepotrzebne pudełko mogłoby mieć sekrety?

Żyję sobie na pewnym parapecie. Rzadko zmieniam miejsce – parę razy do roku chowają mnie w szafie przed innymi, aby nikt się nie dowiedział, co kryję w środku. A tak, to zawsze mam swoje stałe miejsce z prawej strony parapetu, tuż przy ścianie.

Często jest mi smutno. Tak wiele się ode mnie oczekuje – że będę lojalnym przyjacielem, że nigdy się nie rozlecę w drobny mak, że wszystko, co w sobie zamknę, będzie trwało tam na wieki. Staram się spełniać swoją rolę jak najlepiej – ale jak być dobrym kompanem, kiedy nie można oczekiwać tego samego od strony drugiej?

Chciałbym kiedyś wyjść poza cztery ściany, w których tkwię. Chciałbym poznać Cię tak naprawdę. Móc choć raz polegać na Tobie. Żebyś to Ty powiedział mi, że moje sekrety są u Ciebie bezpieczne.

A tak często masz mnie gdzieś.

Tak często zapominasz, że wciąż jestem. Wpychasz do mojego życia coraz to nowe rzeczy, powierzasz mi więcej, a ja zaczynam pękać od środka. Przez parę dni czuję, że żyję, że jesteś, interesujesz się mną, a potem... Masz inne sprawy na głowie. Po co się mną przejmować? A potem… po prostu zapominasz. Tak.

Bo jestem tylko kartonowym pudełkiem.

Które możesz otworzyć i zamknąć, kiedy Ci się podoba.

Bo jestem tylko kartonowym pudełkiem.

To wszystko, co tutaj zapisałam, to największe kłamstwo, które sobie wmawiam. To nie jest prawda. Może zbyt dużo biorę do siebie. Może za bardzo się czymś przejmuję. Może wyolbrzymiam niepotrzebnie. A może mam zły dzień.
A Ty?
Jakim kłamstwem się karmisz?

Naiwne pytania?

0 | Skomentuj



Rz 7,19: „Nie czynię bowiem dobra, którego chcę,
ale czynię to zło, którego nie chcę.’’

 




Nie możemy się zatrzymać. Za bardzo się rozpędziliśmy.
Niepostrzeżenie przed oczami pojawia się meta naszego biegu. Pędziliśmy zaślepieni złem czekającym za nami na zakrętach naszego życia. Nasz bieg nieuchronnie zbliżał się ku końcowi. Dlaczego nie zrobiliśmy nic w porę?
Zostawiliśmy za sobą tyle niewypełnionego czasu.
Lecz nie chcieliśmy wtedy zatrzymać się choć na chwilę i zastanowić.
Wpadliśmy w poślizg, z którego nie mogliśmy wybrnąć i dalej bezpiecznie przemierzać naszą drogę.
Mieliśmy tyle czasu, tyle dróg do wyboru…
A jednak z jakiegoś powodu znaleźliśmy się w ślepej uliczce.
Z jak wielu znaków musielibyśmy jeszcze odczytać, że skrótem nie dojdziemy do celu, by wreszcie to zrozumieć?
Że czekają nas przeszkody i liczne zakręty, by poczuć smak osiągniętego celu…
Ale litery tworzące nasze drogowskazy zamazywały się nam przed oczami.
Ze ścian tunelu, którym biegliśmy, czytaliśmy nasze własne historie. Tak wiele jest w niej rozdziałów, które chcielibyśmy skreślić, tak wiele wersów, których mogłoby nie być.
Ale pióro, którym piszemy działa tylko w jedną stronę. Nie ogląda się za siebie…
Nie kreśli równych linii na tym, co kiedyś bezmyślnie napisaliśmy.
Co możemy zrobić teraz, kiedy nasze pióro się wypisało?
Kiedy zdajemy sobie sprawę, że otrzymaliśmy tylko jedno, i nie zostanie nam dane kolejne?
Co robimy, kiedy przekonujemy się, że to Bóg naświetlał nam drogę, a my uparcie dążyliśmy do tego, by rzucić cień na Jego blask?
Chcieliśmy zagłuszyć i przekrzyczeć wołający nas głos…
Po drodze mijamy innych. Oni też piszą. Jedni bardziej wzniośle i z miłością, a inni tak bardzo szablonowo i banalnie.
Kiedyś przeczytamy naszą historię.
Ale czy na pewno pamiętamy, że decydujemy jedynie o jej treści, a nie o liczbie jej stron?
To my decydujemy, jak wypełnimy naszą księgę. Nie wiemy, kiedy się skończy, dlatego zastanawiajmy się nad każdym napisanym słowem.
Każda kartka jest dana od Boga. Bądźmy mu za to wdzięczni.
Zapisujmy nasze strony tak, byśmy w finale mogli stwierdzić, że na podstawie relacji z Bogiem dokonaliśmy prawdziwego dzieła.
Byśmy w finale nie musieli uciekać gdzieś, na wschód od Edenu…


Marta ma Wam tylko tyle dziś do powiedzenia :)
Ja dodam swoje "coś" niebawem.
Pozdrawiamy i dziękujemy za wszystkie miłe słowa! :))

Pozwól mi być Twoją różą...

0 | Skomentuj
    Była bardzo piękna. Codziennie skłaniała się ku przebijającym przez szybę promieniom słońca. A gdy zapadał zmrok, kąpała się w blasku księżyca. Połyskujące gwiazdy tworzyły wokół niej bezpieczną sieć. Była im wdzięczna. Poza tym, codziennie ktoś się o nią troszczył. Czuła się potrzebna i lubiana. Była wdzięczna, że doznaje piękna, jakim jest życie. Wchłaniała w siebie ten dar najlepiej, jak potrafiła. Lecz w końcu przyszedł ten najtrudniejszy czas, kiedy została sama ze swoimi myślami. Cierpliwie czekała na tego, który zwykł ją uszczęśliwiać. Z czasem zaczęła słabnąć. W końcu zatęskniła. Rozglądała się wokół, wydając z siebie niemy krzyk, by ktoś wreszcie tchnął w nią życie. Nie minęło wiele czasu, gdy w końcu zaczęła usychać z tęsknoty, zupełnie tracąc siły. Modliła się… Bezsilnie prosiła, by ktoś wreszcie jej pomógł. Ale wiedziała, że słyszy ją tylko Bóg-jej największy Przyjaciel. Tak bardzo liczyła na to, że z niebe spadnie deszcz, który przywróci ją do życia. Ale upragniona woda zastygała w bezruchu, gdzieś tam na górze.
    Jedynie zimny wiatr biegnący znad Oceanu Śmierci owiewał ją i mroził wszystkie myśli. W końcu całkiem wypłynęło z niej życie, niczym strumień pędzącego wodospadu. Wszystkie jej uczucia i myśli uleciały gdzieś wysoko. Ale w powietrzu można było jeszcze wyczuć jej piękny zapach. Wciąż rozstaczała wokół siebie tę różaną woń. Było w niej tyle miłości do świata; tyle wiary… Ona przypominała człowieka, który, choć umarł, wciąż żyje. Którego ciało jest nieruchome, ale dusza nie umiera. Tak samo jak ona. Martwa, lecz wciąż wydająca z siebie cudowny zapach życia. Dopiero, gdy zakończyła swój żywot, ktoś ją zauważył. Zupełnie, jakby bezdźwięczne krzyki jej cierpienia w końcu odbiły się echem od ściany i trafiły do czyichś uszu. Lecz wtedy było już za późno. Nie dało się oddać jej życia, zawalczyć o coś, co już się utraciło na zawsze.
    Zapomniana, lecz wciąż ze zmrożoną w niej tęsknotą, tkwiła w tym samym miejscu. Ktoś wreszcie za nią zatęsknił. Ale dopiero w momencie, kiedy jej zegar już odliczył sekundy do końca. Już żadna wylana nad nią łza nie mogła pomóc. Wreszcie, z żalem wyrzucona, wylądowała w miejscu dla tych zapomnianych. Bo wcale nie była jedyna. Nie wyróżniała się spośród wielu innych, uschniętych róży, tkwiących w wazonie, o których ktoś zapomniał. Albo może nie chciał pamiętać…
    Dlaczego zapominamy o naszych bliskich i przyjaciołach? Dlaczego przypominamy sobie o nich dopiero, kiedy jest już za późno? Dlaczego nie słyszymy ich wołania, które ginie niesłyszalne w próżni? A może to my tworzymy tę próżnię z naszych serc, by wyrzucić tam wszystkich, których nie chcemy,i zagłuszamy swoje sumienie pędem codzienności?


Mówią na nią Róża
najpiękniejsza na świecie
potrafi bardzo mocno kochać
i bardzo mocno zranić
kwitnąć dla Ciebie
i mocno się zatracić
mimo swej niepozorności
dochowuje swej wierności
dopóki nie stracisz w niej wiary
będzie żywsza
z każdym dniem
bez wody nie przeżyje
tak jak nie przeżyje bez Ciebie
tylko z tęsknoty
uschnie.

Dzisiaj krótko. Marta tekst, Patrycja wiersz.

Nadzieja matką głupich?

0 | Skomentuj
Tym razem mamy coś o nadziei! Patrycja napisała piękny wiersz, a ja pewną historię. Chciałam ukazać w niej to, że Bóg jest zawsze z nami. Chyba zaczęłyśmy się otwierać na pisanie z głębi duszy, nie pod wcześniej ustalone schematy. I tak nam pisze się nawet lepiej!

Nie wiem, co myśleć, zgubiłam swą drogę
Łudziłam się, twierdząc, że lepiej być może.
A kiedy teraz w pewnym miejscu stoję,
Czuję, że nic mi już nie pomoże.
Dawno nie płakałam, aż zapomniałam
Smaku tych słonych, głupich łez.
Myślałam, że w szczęściu swoim trwałam,
A wyszło jak zawsze – po prostu źle jest.
A teraz tylko siedzę i piszę,
Patrzę, jak mój świat powoli się rozpada…
Nagle ktoś za mną przerywa tę śmiertelną ciszę,
Ściska lekko za rękę, by wszystko zaczęło się układać…

Stare przysłowie głosi,  że nadzieja jest matką głupich. Czy na pewno?

Rz 5,5: „ Nadzieja zaś nie doznaje
                zawodu, ponieważ miłość, jaką nas Bóg umiłował,
                napełnia nasze serca dzięki Duchowi
                 Świętemu, którego otrzymaliśmy.’’

„Pamiętnik Nadziei’’

01.05.2013
Mam na imię Nadzieja. Niektórym może się podobać, niektórym pewnie nie. Jednego jestem pewna… To imię to największy paradoks mojego życia. Może oprócz tego, że miesiąc temu w Prima Aprilis nikt z mojej rodziny, którą charakteryzuje wielkie poczucie humoru, nawet nie próbował mnie oszukać.
Dla mnie nie ma już Nadziei. Wszystko się skończyło. Mam 18 lat i zostałam sama. Moje kruche życie rozpadło się na tysiące kawałków dokładnie miesiąc temu. Teraz mam tylko długopis, pamiętnik, zdjęcia i te okropne wspomnienia. Zdarzyło się zbyt wiele, bym mogła wymazać to z pamięci i ulżyć sobie w cierpieniu.
  Był 1 kwietnia. Większości kojarzy się z Prima Aprilis. Dotychczas nie bawiłam się w wymyślanie kłamstw, by za chwilę wykrzyknąć hasło, które uświadamia ‘’ofierze’’, że po prostu dała się nabrać. Ale w tamtym momencie moje rozdarte serce krzyczało, by kuzynka po prostu wybuchnęła śmiechem i uświadomiła mi, że mam w rodzinie kogoś, kto wymyśla kompletnie niedojrzałe żarty, a potem cieszy się z przerażenia malującego się na czyjejś twarzy.
Ale ona wcale nie żartowała. Nie śmiała się. Kąciki jej ust nawet nie drgnęły. Tylko zamknęła oczy. Kiedy ponownie uniosła powieki, z jej oczu wypłynął potok łez. Coś tłumaczyła, ale to w ogóle do mnie nie docierało. Słyszałam tylko te najgorsze słowa: ‘’Twoi rodzice’’ i ‘’wypadek’’.
-Ale nic się nie stało, tak? Gdzie są?
Wtedy zapanowała cisza. Czasem brak słów wystarczy, by zniszczyć komuś życie i pozbawić wszystkiego…
W tamtym momencie nic nie czułam, chciałam tylko uciec daleko stąd i nigdy już nie wrócić. Pobiegłam do pokoju i wrzuciłam do walizki przypadkowe rzeczy z szafy i regału.  Wzięłam też trochę pieniędzy. Nie wiedziałam, jak długo uda mi się przetrwać samej  w tym wielkim świecie.
Wędrowałam jakimiś ulicami… Nie wiedziałam do końca gdzie poprowadzą mnie te ścieżki. Szłam po prostu przed siebie, jeszcze nic do mnie nie docierało. W końcu doszłam do sąsiedniej miejscowości. Znajduje się tam dom, do którego wkrótce mieliśmy się wprowadzić. Wszystko było już gotowe.  Z czasem zaczęło do mnie docierać, co tak naprawdę się zdarzyło. Zrobiło mi się słabo. Położyłam się i wybuchnęłam płaczem. Leżałam tak kilka godzin. Łzy wylewały się ze mnie bez końca.Wyrzucałam z siebie żal, cierpienie, wspomnienia, bezsilność… Ale to zdawało się nie mieć końca. 
 
01.05.2013
Choć doba nie zmienia swojej liczby godzin,  dni i noce są o wiele dłuższe. W mojej głowie toczy się wielka wojna.Wiem, że powinnam wrócić do domu, ale nadal tak bardzo się boję. Chciałam uciec przed samą sobą, ale dziś uświadomiłam sobie, że tak się nie da.  Nie mogę zakopać mojej przeszłości na tyle głęboko, by pozwoliła mi o sobie zapomnieć.  Uświadomił mi to wczorajszy dzień.
Od czasu, kiedy uciekłam, codziennie przychodzę do pobliskiego parku. Wokół jest ciepło, ale jeszcze wczoraj panował we mnie mróz. Siedziałam na ławce i przyglądałam się otoczeniu. Patrzyłam, jak wszystko budzi się do życia, a ja wręcz przeciwnie. Wszystko we mnie umierało.  I wtedy dosiadła się do mnie nieznajoma dziewczynka. Miała długie , jasne włosy. Była piękna. Choć była dzieckiem, z jej oczu dało się wyczytać niesamowitą wrażliwość i mądrość. Wyróżniała się spośród innych dzieci. Nie wiem nawet czym, po prostu tak czułam. Siedziała obok, ale nic nie mówiła. Co jakiś czas zerkała na mnie, jakby oczekując, że odezwę się pierwsza. Było w niej coś, co zmusiło mnie, żebym zaczęła z nią rozmawiać.
-Dlaczego nie bawisz się z innymi dziećmi?
-Bo widzę, że jesteś smutna.
-Jesteś tu sama?
Dziewczynka nie odpowiedziała. Zadała mi pytanie:
-Dlaczego jest ci smutno?
Wtedy zaczęłam jej wszystko opowiadać. Z czyjejś perspektywy to może dziwne, że ktoś opowiada zupełnie obcej osobie o swoich problemach, ale naprawdę nie miałam z kim o tym porozmawiać. Wtedy nawet nie brałam pod uwagę, żeby wrócić do rodziny. Słowa wypływały ze mnie jak wodospad.
-Mogę pokazać ci jedno miejsce? Będzie ci lepiej.
-Już nie będzie lepiej…
Wtedy nieznajoma chwyciła mnie za rękę, i, wkładając w to całą swoją dziecięcą siłę, zmusiła bym wstała. Nasz spacer nie trwał długo. Wyszłyśmy z parku, a kawałek dalej znajdowało się miejsce, które dobrze znałam, choć nie byłam w nim już od dłuższego czasu.
-O nie. Nie wejdę do kościoła. Boga nie ma, rozumiesz? On dla mnie już nie istnieje.
-A co, jeśli po prostu masz do Niego żal, że straciłaś ze swojego życia bardzo ważne osoby?
Wtedy byłam zupełnie zaskoczona. Pomyślałam o tym, jak dawno się nie modliłam. Byłam gdzieś zagubiona. Nie do końca pewna, weszłam z dziewczynką do środka.
Usiadłyśmy w ławce.
-Pomódl się teraz. Zapomniałaś już, jak bardzo to pomaga w cierpieniu? Tylko spróbuj, przypomnij sobie jak dobrze zawsze czułaś się po rozmowie z Bogiem. Pamiętasz?
Byłam naprawdę zaskoczona. Skąd tyle mądrości w tak małej osobie?
Wtedy zaczęłam się modlić. Zamknęłam oczy i przypominałam sobie, jak zawsze chodziłam z rodzicami i kuzynostwem do kościoła, a zaraz po mszy zabieraliśmy ze sobą wujka, ciocię oraz kuzynki, i chodziliśmy na spacer do lasu. Pamiętam, jak jeszcze nie tak dawno głęboko modliłam się i coraz bardziej zbliżałam do Boga. Z czasem to całkiem zanikło. Wczoraj, gdy po raz pierwszy od jakiegoś czasu rozmawiałam z Bogiem, poczułam jego obecność w moim życiu. Kiedy skończyłam, chciałam zapytać nieznajomą dziewczynkę o jej imię. Ale kiedy otworzyłam oczy, jej już nie było. Zrobiło mi się przykro. „Czy znowu zostałam sama?”- pomyślałam. Ale zaraz potem uświadomiłam sobie, że cały czas jest ze mną Ktoś, kto nie opuścił mnie pomimo tego, że to ja zupełnie o Nim zapomniałam… 
 
01.04.2014
Minął już rok. Wróciłam do domu. Mieszkam z ciocią, wujkiem i kuzynkami.
Nadal cierpię, ale nie jestem sama. Mam przy sobie rodzinę, ale przede wszystkim Boga, który wiedział jak mnie odnaleźć. Prowadzi mnie cały czas, trzyma za rękę, bym nie upadła. To niesamowite, jak dużo siły daje wiara. Cały czas myślę o dziewczynce, która zwróciła mnie na dobry kierunek. Była jak Anioł, a ja, jak zagubiona owca , którą musiał odnaleźć jej Pasterz. I w końcu Mu się to udało.
Jest to dla mnie największy dowód, że Bóg ma tak wiele dróg, którymi może nas do siebie poprowadzić...
 

 Dziękujemy za wszystkie miłe słowa! I dziękujemy Wam - czytelnikom! :)
 Marta i Patrycja
© Mrs Black | WS | X X X X