Szłam długą polną ścieżką. Było mi ciepło, choć wokół panował mróz. Słońce oświetlało coraz to nowe płatki śniegu spadające z zachmurzonego nieba. Każdy z nich powoli opadał na ziemię i tworzył coraz grubszą warstwę białego puchu. Podziwiając krajobraz, po chwili dotarłam do dużych drzwi, przez które trzeba było przejść, by przemierzyć dalszą część drogi. Pełna fascynacji i zarazem strachu wypełniającym moją duszę, przekroczyłam próg, za którym widniał oświetlony korytarz. Drzwi zamknęły się za mną i samoistnie zniknęły. Na końcu korytarza zobaczyłam kolejne dwie bramy, które strzegły strażniczki. Jedna z nich podeszła do mnie i powiedziała:
- Musisz wybrać którąś drogę. Tamta brama prowadzi do krainy szczęścia. Jest przepełniona miłością...
- Kim ty w ogóle jesteś? - przerwałam jej.
- Jestem upadłym aniołem. W naszej krainie jest nas pełno. Zbuntowałyśmy się przeciwko bogini miłości - Afrodycie. Nasza przywódczyni zrodziła się z fałszywej miłości, dlatego powstała nasza kraina. Ogród Grzechu. Teraz musisz zdecydować, które drzwi wybierzesz.
- Chcę przejść do tej szczęśliwej
krainy, o której mówiłaś. Zdaje się, że jest tam naprawdę pięknie.
Wtedy strażniczka wyśmiała
mnie:
- Nie mogę cię do niczego
zmusić, ale pamiętaj, że teraz dobro przegrywa, a panujemy my -
Strażniczki Zła. Jesteśmy nieśmiertelne, bo żywimy się złem i
nienawiścią. Strażniczek Dobra jest coraz mniej. Umierają, bo
dobro na świecie też zanika.
Po chwili zastanowienia
powiedziałam:
- Chyba zaryzykuję. Zabierz mnie do
waszego świata.
- Chwyć moją dłoń. Teraz pójdziemy razem...
Po kilku minutach znalazłyśmy się
na długim czerwonym dywanie wiodącym przez korytarz. Wokół
znajdowało się wiele pomieszczeń.
- To pokoje każdej z nas. Później
pokażę ci twój.
Doszłyśmy do końca ciemnego
korytarza. Znalazłyśmy się przed wielkimi złotymi drzwiami.
Strażniczka krainy - Kate, wyjęła z kieszeni klucze i otworzyła
bramę. Ogarnęło mnie zimno. W Ogrodzie Zła już dawno zapadł
zmrok. Ujrzałam przed sobą tron z dużą ilością złotych
zdobień. Siedziała na nim kobieta w długiej czarnej sukni. Jej
jasne włosy mieniły się w świetle księżyca.
- Czy to wasza
przywódczyni? - zapytałam.
- Tak. To nasza królowa Carmen.
Przez następne kilka minut
rozmawiałyśmy. Później Kate, królowa Carmen i ja
spacerowałyśmy po Ogrodzie. Przywódczyni krainy tłumaczyła
mi jak zwalczać dobro oraz jego przedstawicieli. W końcu doszłyśmy
do końca ogrodu. Była tam wąska furtka prowadząca do lasu.
Carmen postanowiła jeszcze nie pokazywać mi wszystkiego, dlatego
nie wychodziłyśmy. Po chwili ogrodzenie przeskoczyło stado karych
koni. Carmen wyjęła łuk i strzałę. Zaczęła we mnie mierzyć.
Podbiegłam do jednego z koni i wskoczyłam na jego grzbiet.
Galopowaliśmy wzdłuż plaży znajdującej się tuż za lasem. To
uczucie było piękne. Chwilę później przyfrunęła do mnie
biała postać.
- Carmen wyczuła twoją dobroć.
Dlatego chciała cię zabić. Boi się ludzi z Krainy Dobra, bo choć
jest ich coraz mniej, łatwiej jest im dostać się do Ogrodu
Grzechu. "To musiał być mój Anioł Stróż",
pomyślałam.
- Chwyć moją dłoń.
Chwilę później byliśmy
już w bramie, z której, według Kate nie było wyjścia.
Drzwi otworzyły się. Koń zerwał się do biegu. Nie udało mi się
utrzymać równowagi. Czułam, jakbym spadała długo, bardzo
wolno. W końcu mocno uderzyłam o ziemię. W tej samej chwili
obudziłam się ze snu...
Stałam nieruchomo przy oknie i wpatrywałam się w zmieniający się na dworze krajobraz. Biały puch ogarnął całą dolinę, nie zostawiając ani jednego skrawka ziemi w innym kolorze niż biały. Przymknęłam oczy od nadmiaru światła i oddaliłam się od okna. Ubrałam buty, kurtkę oraz szalik i wyszłam z domu.
Szłam przed siebie, nie myśląc, gdzie konkretnie mogłabym pójść. Wszystko pokryte śniegiem tworzyło jedną całość. Gałęzie drzew uginały się. Nagle, bez namysłu, położyłam się i zamknęłam oczy. Włosy tworzyły wokół mnie coś w rodzaju brązowej powłoki, mocno wyróżniającej się na białym tle. Rozwichrzone fale delikatnie okalały mą twarz, a niesforne loki leciutko powiewały od podmuchów wiatru. Było wspaniale.
Otworzyłam oczy, a nagła jasność tak mnie oślepiła, że zamknęła je ponownie. Wyobraziłam sobie, że znajduję się w miejscu przeznaczonym tylko dla mnie. Gdzie nikt nie ma prawa wstępu, gdzie nikt mi nie przeszkodzi, gdzie mogę być sobą. Byłam sama, mogłam robić, co tylko chciałam. Więc krzyczałam, aż brakowało mnie tchu. Zaczęłam śpiewać, mając pewność, że nikt mi nie powie, że nie potrafię. Nagle wyobraziłam sobie wszystko to, na co w życiu bym sobie nie pozwoliła przy kimkolwiek zrobić.
Chwila ta
była dla mnie dość magiczna. Kompletnie zapomniałam, gdzie się
znajduję. Wciąż nie otwierałam oczu, nie chcąc psuć tego, co
właśnie widziałam oczami swojej wyobraźni.
Wstałam.
Znowu brnęłam przed siebie, lecz świat dookoła się zmienił;
nie była to zima. Panowała wczesna jesień, a liście drzew pokryte
były najróżniejszymi cudownymi kolorami. Początek jesieni
był jednym z moich ulubionych momentów tej pory roku, kiedy
wszystko jest takie różnorodne, kolorowe. Schwyciłam w palce
jeden z liści, który właśnie przeleciał mi prosto przed
nosem. Mienił się mocną czerwienią, ale gdzieniegdzie wciąż
odzwierciedlała się dawna zieleń. Przyczepiła. go sobie do
dżinsowej kurtki i pokierowała się dalej ledwo widoczną leśną
ścieżką.
Dotarłam.
do tajemniczej leśnej polany. Tajemniczej z powodu samego wyglądu:
znajdowała się w środku lasu, dookoła niej wyrastało mnóstwo
paproci, a w samym jej środku światło słoneczne tworzyło okrąg.
Coś mieniło się w tym okręgu, pobłyskiwało zachęcająco. Kiedy
tam dotarła., ze zdziwienia prawie usiadłam. Fortepian? W środku
lasu?
Rozejrzałam
się ostrożnie, ale nikogo w pobliżu nie było. Wiedziona samym
wyglądem starego instrumentu, podeszłam do niego i delikatnie
dotknęłam jednego z klawiszy. Ku moim uszom rozległ się przyjemny
dźwięk G. Przesunęła palcami po wszystkich klawiszach,
wydobywając z nich kolejne dźwięki. Coraz pewniejsza siebie
przysiadłam do instrumentu i rozłożywszy palce na odpowiednich
klawiszach, zaczęłam grać znaną sobie starą melodyjkę. Dawno
nie grałam, myślałam, że już o niej zapomniała. Pieśń na nowo
odżyła w mojej głowie.
Sceneria
gwałtownie zmieniła się. Byłam teraz w wielkim teatrze,
wyglądającym na opuszczony. Zaciekawiona kierowała. się ku
długiej scenie, przy której wisiały stare czerwone kurtyny,
sprzed kilkudziesięciu lat. Dopiero po chwili zauważyła., że mam
na sobie staromodny kostium rodem z przedwojennych filmów. Do
teraz nie zdawałam sobie sprawy, że marzenie z dzieciństwa wciąż
we mnie tkwiło. Okręciła. się wokół własnej osi, a
delikatny materiał kołysał się z każdym mym krokiem. Widownia
przede mną zapełniła się i klaskała, zachęcając mnie do
występu. Zrobiłam pierwszy krok, potem następne, wirowałam na
scenie, wyrażając przy tym różne emocje. Raz pokazywałam
swoją niesamowitą wrażliwość, a innym razem wybuchowy
temperament.
I nagle
wszystko zmieniło się po raz kolejny. Stałam w ciemnym lesie,
który swoimi nagimi drzewami mnie straszył. Gałęzie obijały
się o siebie, a ja nie byłam w stanie się poruszać. Nigdy nie
czułam takiego strachu, jak właśnie wtedy. Nie bałam się lasu,
jednak będąc nim w środku nocy... Usłyszałam cichy dźwięk za
sobą i, trzymając zaciśnięte pięści, odwróciłam się.
Przed nią stała czarna postać, z zasłoniętą twarzą. Widziała
tylko jej krzywy uśmiech, obnażający długie kły.
Upadłam,
nie z własnej woli. Zaczynało brakować mi powietrza, próbowałam
je złapać. Krztusiłam się, łkałam. Postać przybliżała
się,wyciągając szpiczastą dłoń. Wręcz sunęła po ziemi. Nagle
z całych sił zapragnęłam się obudzić. Dotarło do mnie, że to
wszystko jest snem. Powtarzałam jak mantrę: „To tylko sen... Chcę
się z niego wydostać...” i czułam, jakbym wynurzała się z
głębokiej, zimnej wody, lecz prąd wciąż ciągnął mnie ku
dołowi, trzymał mnie za stopę, ciągnął w dól.... Jeszcze
trochę... Już widziałam mieniące się różnymi odcieniami
błękitu niebo, już mogłam go dosięgnąć...
Obudziła
sięm, gwałtownie łapiąc powietrze i automatycznie podnosząc się
z łóżka. Przed oczami wciąż majaczyły mi obrazy ze snu,
ciemna postać wyciągająca po mni rękę...
To tylko
sen, powtarzałam w duchu. Czarna postać to tylko wymysł mojej
wyobraźni. Jak na ironię, pomyślałam, że może ona chciała się
ze mną zaprzyjaźnić, a ja tak źle ją potraktowałam, uciekając?
Odrzucając ją? Czy tak dzieje się też w naszym życiu? Uciekamy
od rzeczy, które nas przerażają?
kursywa: Sara [Patrycja]
normalna czcionka: Julia [Marta]
W kwietniu było trochę przerwy w pisaniu, jednak wraz z przyjściem maja, przyszły do nas kolejne pomysły, więc na pewno wciąż będziemy tworzyć :)
ps. pozdrawiamy Weerę! :>
ps. pozdrawiamy Weerę! :>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz